Na wstępie chciałabym zaprosić wszystkich do zaglądnięcia na aukcję charytatywną "Viva! Gryzonie"
>>> klik klik aukcja na allegro <<<
Można kupić coś fajnego i wspomóc gryzonie. Albo chociaż puścić linka dalej, niech idzie w świat, może ktoś się skusi.
A teraz jedzenie.
Lazania ze szpinakiem, bakłażanem i pomidorami z puszki.
Jest to danie, którym uraczyłam rodziców na tegoroczną Wielkanoc. Zapychające, zachwycające i... banalnie proste.
Ilość makaronu zależna jest od wielkości naczynia do zapiekania, ale mi taka np. paczka z Lidla starczyła na kilka razy. A tak propo makaronu to miałam ostatnio dyskusję, że przecież w makaronie zawsze są jajka, bo czymś trzeba skleić mąkę! Serio? A ciasto na pizzę robiłeś kiedyś?
Tak czy siak - jak makaron jest jajeczny to jest wielkimi literami napisane, że ma jaja (haha), więc nie ma strachu, że nie zauważę... ;)
Co nam potrzeba (proporcje niestety trzeba ustalić samemu, bo wszystko zależy od tego, w czym robimy lazanię):
- makaron do lazanii
- puszka pomidorów
- szpinak (brykiet mrożony)
- cebula
- garść suszonych pomidorów z oleju
- bakłażan
- przyprawy (sól, pieprz, rozmaryn(!) itp.)
Bakłażana oporządzamy jak nam wyobraźnia i rozum podpowiadają (naczytałam się jak to trzeba nacierać solą, opłukać, coś tam... ostatecznie obrałam, pokroiłam w plastry, opłukałam, osoliłam, zostawiłam na kwadrans, opłukałam i już. Nie wiem, czy to "poprawne" zachowanie względem tego warzywa.) - w każdym razie na koniec musimy otrzymać plastry.
Szpinak rozmrażamy, doprawiamy, podgrzewamy.
Cebulę kroimy, podsmażamy, dodajemy suszone pomidory i rozmaryn, miąchamy, smażymy chwilę.
Do tego dodajemy puszkę (dwie) pomidorów, doprawiamy np. papryką suszoną i grzejemy.
Szykujemy naczynie żaroodporne i układamy na zmianę z makaronem warstwy innych dóbr (kolejność dowolna, grunt, żeby wierch był polany np. tym sosem pomidorowym).
Instalujemy w piekarniku nagrzanym do jakiś 170-180 stopni i pieczemy 30-40 minut.
Jakbym miała pojemniejszy żołądek i mroczniejsze serduszko, to bym zjadła wszystko i z nikim się nie podzieliła.
A teraz sałatka (która bez makaronu pasowała nam do lazanii, i która powstała jakiś czas temu, bo mnie się chciało zielonego).
- szpinak świeży (młody)
- sałata lodowa
- ugotowany makaron rurki (opcjonalnie)
- parę kawałków marynowanej papryki
- kukurydza konserwowa
- cebulka mała marynowana
- suszone pomidory z oleju (no przecież...)
- ugotowany na pół - twardo brokuł
dressing:
- ocet winny/ sok z cytryny
- olej nierafinowany słonecznikowy lub coś innego fajnego
- bazylia, oregano, rozmaryn, suszone chilli, sól
posypka:
- nasiona słonecznika
- sezam
- co kto ma w domu z nasionek :)
Warzywa większe rozdrabniamy, mniejsze opcjonalnie też, wrzucamy (makaron też) do jednej miski/gara, mieszamy składniki na dressing i polewamy zbiór warzyw po czym miąchamy wszystko razem.
Nasiona podprażamy na patelni i posypujemy poporcjowaną sałatkę.
środa, 10 kwietnia 2013
piątek, 5 kwietnia 2013
Danie szpinakowe jednokuchenkowe.
Do dania jednokuchenkowego trzeba niestety przygotować się dzień wcześniej, a mianowicie namoczyć orzechy włoskie celem uzyskania mleka z nich.
A przepis na mleko wzięłam stąd: http://weganie.blogspot.com/
I wyszło. Wyszło dobre.
Danie właściwe też niczego sobie (kiedyś gdzieś widziałam w internetach przepis, próbowałam z głowy odtworzyć, bo mnie zaintrygował).
Co nam potrzeba...
- ok 0,5 l mleka z orzechów włoskich
- worek mrożonego szpinaku (plus sól&pieprz)
- makaron (najlepiej ciemny, najlepiej świderki)
- garść orzechów włoskich posiekanych
Opis czynności aka opis zdjęcia.
(A danie jest jednokuchenkowym, gdyż - jak widać na załączonym obrazku - potrzebujemy do wykonania tego "obiadu" jednej tylko kuchenki! :))
Lewy górny narożnik - prażymy posiekane orzechy.
Prawy górny narożnik - gotujemy makaron.
Lewy dolny narożnik - podgrzewamy mleko orzechowe.
Prawy dolny narożnik - podgrzewamy szpinak z przyprawami.
Potem dodajemy mleko do szpinaku, miąchamy i podajemy z makaronem posypane orzechami.
środa, 3 kwietnia 2013
Zupa - krem marchwiowo - cebulowa (bądź cebulowo - marchwiowa), babeczki czekoladowo miętowe oraz lans na nieudany (moim zdaniem) tort.
Na początek zupa - bo właśnie kolejne do niej podejście stoi na gazie.
Jakiś czas temu weszłam znienacka w posiadanie około 0,5 kg względnie skrojonej cebuli. Szukałam jakiegoś przepisu, który by pozwolił mi wykorzystać w pełni zalety zdobyczy, ale, że nie znalazłam nic, coby mnie wystarczająco mocno zainteresowało - nastąpiła pełna improwizacja.
Z bardzo zadowalającym efektem.
Składniki:
- 0,5 kg cebuli
- 4 marchewki
- pietruszka korzeń
- 1/4 bulwy dużego selera
- bulion warzywny, liść laurowy, ziele angielskie itp.
Cebulę (skrojoną) smażymy na ogniu. Długo. Aż zbrązowieje.
Warzywa trzemy na tarce (lub siekamy w blenderze, ha!) i również podsmażamy lekko.
To wszystko do gara, zalewamy wodą na styk (nie może być za dużo płynu, bo nie wyjdzie potem krem), dorzucamy przyprawy i bulion, gotujemy ok 1- 1,5 godziny. Potem blendujemy.
I już.
Śliczna i pyszna, a z grzankami to już w ogóle!
Babeczki czekoladowo - miętowe.
Nie wiem od czego właściwie się zaczęło. Od rozmyślań na temat tego, co zrobić z suszoną miętą z ogródka babci koleżanki (w tym miejscu, Lemonie, pozdrawiam Cię, jeśli to czytasz!), czy od kupna w pełni profesjonalnej, wyprodukowanej w Polsce (!), silikonowej formy na muffinki. A może od pomysłu na świąteczny prezent...?
W każdym razie (na 8- 12 babeczek):
- 2 szklanki mąki pszennej
- 0,5 - 0,75 szklanki cukru
- ok szklanki mleka roślinnego
- 2 - 4 łyżki kakao
- tabliczka skrojonej gorzkiej czekolady
- 1 łyżeczka sody
- 6 łyżek oleju
- 2 łyżki suszonej mocno rozkruszonej mięty (chociaż tu już sprawa raczej indywidualna - czy ktoś lubi mocniej miętowe, tudzież czy ma bardziej zwietrzałą miętę...)
Mieszamy najpierw suche, potem dodajemy mokre, wlewamy do foremek i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (u nas nastawiony na 5) na ok 23 minuty.
(W sumie oprócz czekoladowo miętowych zrobiliśmy też takie tradycyjne z truskawką i odrobiną soku z truskawek w środku.)
I zapakowane na prezent.
(Dzień bez słodkiego dniem straconym...)
Lans na tort. Miał być kokosowo - ananasowo - limonkowy. Ale limonki nie czuć. Zrobił się zakalec (zresztą zawsze jak dodaję sok ananasowy do ciasta, to mi jakoś rośnie jakby chciało, a nie mogło). Ozdoby d*py nie urywają.
Ale generalnie ponoć wyszedł smaczny, chociaż oczekiwałam lepszego efektu.
Więc przepisu niet. Może jak oswoję ananasa.
Za to "słit focia" robiona kalkulatorem, a co.
Jakiś czas temu weszłam znienacka w posiadanie około 0,5 kg względnie skrojonej cebuli. Szukałam jakiegoś przepisu, który by pozwolił mi wykorzystać w pełni zalety zdobyczy, ale, że nie znalazłam nic, coby mnie wystarczająco mocno zainteresowało - nastąpiła pełna improwizacja.
Z bardzo zadowalającym efektem.
Składniki:
- 0,5 kg cebuli
- 4 marchewki
- pietruszka korzeń
- 1/4 bulwy dużego selera
- bulion warzywny, liść laurowy, ziele angielskie itp.
Cebulę (skrojoną) smażymy na ogniu. Długo. Aż zbrązowieje.
Warzywa trzemy na tarce (lub siekamy w blenderze, ha!) i również podsmażamy lekko.
To wszystko do gara, zalewamy wodą na styk (nie może być za dużo płynu, bo nie wyjdzie potem krem), dorzucamy przyprawy i bulion, gotujemy ok 1- 1,5 godziny. Potem blendujemy.
I już.
Śliczna i pyszna, a z grzankami to już w ogóle!
Babeczki czekoladowo - miętowe.
Nie wiem od czego właściwie się zaczęło. Od rozmyślań na temat tego, co zrobić z suszoną miętą z ogródka babci koleżanki (w tym miejscu, Lemonie, pozdrawiam Cię, jeśli to czytasz!), czy od kupna w pełni profesjonalnej, wyprodukowanej w Polsce (!), silikonowej formy na muffinki. A może od pomysłu na świąteczny prezent...?
W każdym razie (na 8- 12 babeczek):
- 2 szklanki mąki pszennej
- 0,5 - 0,75 szklanki cukru
- ok szklanki mleka roślinnego
- 2 - 4 łyżki kakao
- tabliczka skrojonej gorzkiej czekolady
- 1 łyżeczka sody
- 6 łyżek oleju
- 2 łyżki suszonej mocno rozkruszonej mięty (chociaż tu już sprawa raczej indywidualna - czy ktoś lubi mocniej miętowe, tudzież czy ma bardziej zwietrzałą miętę...)
Mieszamy najpierw suche, potem dodajemy mokre, wlewamy do foremek i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (u nas nastawiony na 5) na ok 23 minuty.
(W sumie oprócz czekoladowo miętowych zrobiliśmy też takie tradycyjne z truskawką i odrobiną soku z truskawek w środku.)
I zapakowane na prezent.
(Dzień bez słodkiego dniem straconym...)
Lans na tort. Miał być kokosowo - ananasowo - limonkowy. Ale limonki nie czuć. Zrobił się zakalec (zresztą zawsze jak dodaję sok ananasowy do ciasta, to mi jakoś rośnie jakby chciało, a nie mogło). Ozdoby d*py nie urywają.
Ale generalnie ponoć wyszedł smaczny, chociaż oczekiwałam lepszego efektu.
Więc przepisu niet. Może jak oswoję ananasa.
Za to "słit focia" robiona kalkulatorem, a co.
Dołączenie do programu empatii, hurra, hurra!
(Tak dawno nie było mnie na blogu, że machnę kilka postów, bo jak zrobię jeden długi, to potem się sama nie połapię co i gdzie i jak.
Tak, sama korzystam z tego bloga jak z jakiejś pseudo książki kucharskiej... Co będzie jak padnie mi net? ;))
Generalnie radość spora - mój blog dołączył do programu Empatii "Weganizm - Spróbujesz?".
No to link do strony programu: http://empatia.pl/program
A za chwilę wymyślę co do jedzenia "wrzucić w notkę" na początek...
Tak, sama korzystam z tego bloga jak z jakiejś pseudo książki kucharskiej... Co będzie jak padnie mi net? ;))
Generalnie radość spora - mój blog dołączył do programu Empatii "Weganizm - Spróbujesz?".
No to link do strony programu: http://empatia.pl/program
A za chwilę wymyślę co do jedzenia "wrzucić w notkę" na początek...
Subskrybuj:
Posty (Atom)